Posted on

Spojrzenie w szerszym kontekście historycznym na dzisiejszy rynek produktów spożywczych.

Historia manufaktur

Zanim przemysł spożywczy, w większości już globalny, stał się tym, czym jest dziś, istniały manufaktury – zakłady produkcyjne o charakterze rzemieślniczym. W manufakturach ludzie specjalizowali się w konkretnych dziedzinach, np. w produkcji sera, chleba czy oliwy i przekazywali tę wiedzę z pokolenia na pokolenie.

Manufaktury miały zasięg lokalny, co za tym idzie produkty spożywcze były tworzone na mniejszą skalę, często z lokalnych surowców. Produkty wytwarzane przez manufaktury istniejące na rynku co najmniej kilka lat charakteryzowały się wysoką jakością i autentycznością. Wynikało to między innymi z bezpośredniej kontroli producenta nad procesem produkcji. Producent musiał mieć produkt najwyższej jakości, ponieważ albo budował tę markę – jak to się mówi – po dziadku, czy ojcu albo budował ją dla wnucząt. Tak czy inaczej, najczęściej podpisywano się po prostu własnym nazwiskiem pod swoimi wyrobami, czy usługami i dbano o dobre jego imię poprzez wykonywanie dobrej pracy. Prosty układ.

Rewolucja przemysłowa

Rewolucja przemysłowa przyszła falami. W XIX w. technologia zaczęła odgrywać kluczową rolę w produkcji spożywczej. Pojawiły się maszyny, które zastąpiły ręczną pracę, co umożliwiło wyrabianie na dużo większą skalę. W efekcie, produkty spożywcze stały się bardziej jednolite, łatwo dostępne i tańsze, co nie zawsze szło w parze z jakością.

Wprowadzenie spożywczej chemii

Kolejny skok nastąpił w XX wieku, za sprawą, tak zwanej, spożywczej chemii. Ten wątpliwy rozwój wpłynął także na jakość i trwałość żywności. Pojawiły się konserwanty, dodatki i metody przetwarzania, które pozwoliły na wydłużenie trwałości produktów. Wydłużenie trwałości było konieczne, ponieważ polityka tego biznesu opierała się na sieciach dystrybucji, na wielu pośrednikach. Konsument był na końcu i musiał do niego trafić produkt, który po drodze się nie zepsuł. Wielkie fabryki i przemysłowe linie produkcyjne zdominowały krajobraz spożywczy i go zmieniły.

Globalizacja rynku spożywczego

Skala produkcji i dążenie do maksymalizacji zysków prowadziły często do obniżenia jakości żywności. Do tego doszedł rozwój transportu, który umożliwił globalizację rynku spożywczego, co z kolei wpłynęło na dostępność produktów z całego świata, ale jednocześnie sprawiło, że trudniej było śledzić pochodzenie tych produktów. I znów kosztem jakości.

Zmieniająca się świadomość konsumentów

Ewolucja spożywcza ludzkości to ciekawy proces, który wiele mówi o nas samych, naszych wyborach i postrzeganiu zdrowia. Ta ewolucja doprowadziła do tego, że jeszcze nie tak dawno temu konsumenci szukali produktów jednolitych, klarownych, pozbawionych wszelkich „nieczystości” odbierając je jako lepsze, zdrowsze, bezpieczniejsze. Było to odzwierciedlenie pewnego poziomu, a raczej wypaczonego poczucia estetyki i standardu „czystości” jedzenia. W przypadku soków, mętne i rozwarstwiające się były uznawane za gorsze, mimo że tak właśnie wygląda naturalny sok. Zamiast soku można tu podstawić inną żywność, wpisują się w to również kalibrowane owoce, czy warzywa.

Jednak czasy się zmieniają, a wraz z nimi i świadomość konsumentów, którym sam również jestem. Dziś coraz więcej ludzi docenia autentyczność i naturalność. To dlatego mętne, rozwarstwiające się soki, bogate w miąższ i pełne wartości odżywczych, stały się produktem premium, a te cechy są pewnego rodzaju dowodem na ich autentyczność.

Powrót do tradycji

Analogicznie oleje, które nie są „oczyszczone” z bioaktywnych związków w nich zawieszonych, zyskują coraz więcej zwolenników. Niestety tylko wśród konsumentów, ponieważ produkcja oraz przechowywanie wymaga innego podejścia. Samo nalewanie odbywa się ręcznie. Kranikiem z beczki, po ściance, bez użycia pomp, co zapobiega utlenianiu. Produkować należy często i małymi partiami. Najczęściej też trzeba dostosować do swojej technologii maszyny, bo dostępne na rynku przystosowane są do wydobycia jak największej ilości oleju, a nie jak najlepszej jakości oleju.

Przechowywanie i przyszłość rodzinnych manufaktur

No i na koniec trzeba też taką mieszankę odpowiednio przechowywać. Ja nie zostawiam tak zwanej „poduszki powietrznej” w butelce i do butelki o pojemności nominalnej 250 ml nalewam 275 ml, prawie po korek. Wkładam produkty do chłodni, a wysyłając zabezpieczamy je wkładami chłodzącymi. Wszystko tak jak powinno być żeby produkt był najwyższej jakoś, bo to jest priorytetem manufaktury rodziny Wyszyńskich. Mam dwóch synów i córkę. Kto wie, może kiedyś któreś z nich zechce podtrzymać rodzinną tradycję.

Ps. Po lewej moje makuchy-wytłoki po wyciskaniu oleju z lnianki siewnej, a po prawej zdjęcie wytłoków z lnianki siewnej znalezione w ogłoszeniu na popularnym serwisie. Przypominają brykiet, a kolor jest ciemny z powodu przypalenia. Wiem jak powstają takie wyltoki, bo przetestowałem każdy rodzaj dostępnych na rynku maszyn „do tłoczenia”. Przy tak zwanym “tłoczeniu” uciąg jest dużo większy, jednak nie o ilośc oleju tutaj chodzi, kiedy ma służyć zdrowiu.

Video

Wszystkiego dobrego i dużo zdrowia !

Piotr Wyszyński